Tratwa Greenpeace przypłynęła Wisłą z Krakowa do Gdańska
Po pokonaniu z nurtem Wisły około 900 kilometrów, przybiła do nabrzeża Motławy w Gdańsku tratwa
z załogą Greenpeace. Po drodze ekolodzy przekonywali ludzi do zaangażowania się w działania, które mają sprawić, by największa polska rzeka była czystsza.
Podróż tratwy, która wypłynęła z Krakowa 17 lipca, była częścią
prowadzonej przez Greenpeace kampanii pt. "Rzeka nie jest ściekiem".
"Gdańsk jest ostatnim - 12. miastem na trasie z Krakowa, w którym
nasza tratwa zacumowała. W każdym z miejsc, jakie odwiedziliśmy,
spotykaliśmy się z mieszkańcami, opowiadaliśmy o badaniach, które
pokazują wysoki poziom zanieczyszczenia Wisły, pytaliśmy o ich
spostrzeżenia" - powiedział koordynator kampanii "Rzeka nie
jest ściekiem", Łukasz Supergan.
W czasie wyprawy członkowie Greenpeace zbierali też podpisy pod
petycją do rządu, w której domagają się "realnych działań" na
rzecz usunięcia niebezpiecznych substancji z polskich rzek. "Pod
tym apelem podpisało się kilka tysięcy osób" - poinformował
Supergan.
W dziesięciu miastach leżących nad Wisłą, do których zawitała
tratwa Greenpeace, prezentowana była też wystawa fotograficzna,
ukazująca piękno królowej polskich rzek i sposób, w jaki niszczona
jest ona przez ludzi. Na gdańskim Targu Rybnym położonym nad
Motławą ekspozycję można będzie oglądać do piątkowego wieczoru.
Tratwa, na której podróżowali ekolodzy, nosi nazwę "Perepłut",
pochodzącą od słowiańskiego boga rzek, zsyłającego deszcze,
dającego wodę oraz ryby i sprawującego opiekę nad bezpiecznymi
spływami. Około 900-kilometrową trasę z Krakowa do Gdańska
jednostka pokonała płynąc z nurtem Wisły.
"Mieliśmy silnik, bo polskie prawo zabrania pływania po rzekach
bez tego typu wyposażenia. Poza tym motor przydawał się w czasie
podróży w sytuacjach, kiedy trzeba było nagle wykonać jakiś manewr
- wyminąć pływającą kłodę itp." - wyjaśnił Marcin Drobny,
konstruktor i jednocześnie kapitan jednostki.
Po drodze, oprócz prowadzenia kampanii ekologicznej, członkowie
Greenpeace napotykali też dowody dużego zanieczyszczenia wód
Wisły.
"Na wysokości Sandomierza dogoniła nas fala powodziowa. Nie
widzieliśmy wody, jej powierzchnię pokrywały wszelkie śmieci,
jakie woda zabrała z brzegów: od butów po środki higieny intymnej"
- stwierdził Drobny.
Jeszcze przed wyruszeniem na wyprawę, wiosną 2008 roku aktywiści
Greenpeace pobrali próbki wody i osadów ściekowych z kanałów przy
dziesięciu dużych zakładach leżących na Wisłą. Zostały one
przebadane w laboratorium Greenpeace w Exeter w Wielkiej Brytanii.
Na podstawie wyników badań oraz danych publikowanych przez
Inspekcję Ochrony Środowiska ekolodzy stworzyli "Toksyczną mapę
dorzecza Wisły". Na mapie, która jest dostępna na stronie
internetowej Greenpeace, zaznaczono miejsca, gdzie niebezpieczne
dla ludzi i zwierząt, najbardziej toksyczne substancje są zrzucane
do wody.
Ekolodzy podkreślają, że mapa to jedynie pewne "zdjęcie"
zanieczyszczeń, a nie pełen ich obraz. Dodają, że badania
pokazały, iż w polskich rzekach znajdują się m.in. metale ciężkie -
rtęć, ołów, kadm oraz toksyczne pestycydy jak DTT, których
stosowanie i produkcja - jak mówią ekolodzy, od wielu lat jest
zakazana w UE i większości krajów świata.
Jak zaznaczył Łukasz Supergan, dyrektywa UE zobowiązuje Polskę,
by do 2015 r. nasze rzeki osiągnęły dobry stan ekologiczny, czyli
w pięciostopniowej skali miały II stopień czystości wód.
Tratwa, którą przypłynęli do Gdańska ekolodzy, ma 10 m długości i
3 m szerokości. Utrzymuje się na wodzie dzięki prawie 3 tys.
butelek PET. Jednostka, którą zbudowali członkowie Greenpeace,
zostanie rozebrana i umieszczona w magazynie, tak, by można ją
było w przyszłości złożyć i ponownie użyć. (PAP)
ostatnia aktualizacja: 2008-08-22